Najpierw śniło mi się, że prowadziłam samochód, ale ten samochód latał.
Wiozłam gdzieś moją rodzinkę - mamusie i brata, bo babcia była u cioci, która obecnie nie żyje.
Prowadziłam ten samochód bardzo dobrze i wznosiłam się coraz wyżej i wyżej.
Byłam już bardzo wysoko nad ziemią, ale bałam się, żeby samochód nie spadł, więc obniżyłam trochę lot, co mi się udało.
Gorzej było z utrzymaniem prędkości, gdyż zwykle posuwałam się wolno, ale były momenty, gdzie udało mi się przyspieszyć.
Potem mieliśmy przygotować jakąś niespodziankę dla cioci.
Było też pokazane, jak jedziemy do Brwinowa, gdzie mieszkała.
Bardzo się ucieszyłam, że wreszcie ją spotkam, tak, jak to było zwykle w realu.
Przybyłam tam i oczywiście gadałam z nią o różnych sprawach.
Zeszło na temat raka, bo w tym śnie ciocia przeczytała o diecie doktor Budwig i chciała się nią wyleczyć z raka. Była zmartwiona swoją chorobą i pytała się też mnie o suplementy, że gdzieś wyczytała o jakichś aminokwasach i, co ma brać.
Chciała też pójść do lekarza i ja jej powiedziałam, że znam takiego, który chemią jej nie będzie faszerował.
Zadzwoniłam do tej lekarki - była to lekarz pierwszego kontaktu, do której chodziłam, ale miała ona specjalizacje immunologa i dermatologa (ja chodziłam do niej jako do immunologa).
Zadzwoniłam i spytałam się, czy mogę rozmawiać z p. doktor, a pięlęgniarka powiedziała mi, że owszem sprrawdzi, kiedy ta psychiatra przyjmuje.
Powiedziałam, że to pomyłka, bo ja do psychiatry nie chciałam, a ona mi na to, że moja ciocia ma się właśnie zgłosić do psychiatry i do szpitala psychiatrycznego.
Ja ciągle jej mówiłam, że to jakaś pomyłka i wreszcie dałam ciocię do telefonu.
Potem ciocia ze mną rozmawiała, że faktycznie, jeszcze dzisiaj, ma jechać do szpitala psychiatrycznego i to jak najszybciej. Okazaało się też, że ma mieć operację na guza, którego miała w mózgu.
Obie zaczęłyśmy płakać - ona dlatego, że jechała do szpitala, a ja dlatego, że już wszystko stracone.
Przytuliłam się do niej i się na chwilę wybudziłam.
Potem była dalsza część tego snu, gdzie babcia szykowała ciocię do tego szpitala, a ja kazałam jej wsiąść do jej samochodu.
Oczywiście ja prowadziłam.
Myślałam, że uda nam się uciec przed szpitalem psychiatrycznym i w tym celu uruchomiłam silnik.
Oczywiście znowu, jak dodawałam gaz, zaczęłam unosić się w powietrzu, ale zaczęłyśmy tracić prędkość.
Spytałam się cioci, jak się zmienia biegi, bo tego nie umiałam, ale coś zaczęłam kombinować i zaskoczyło, ale na krótko.
Potem w samochodzie pojawiły się pedały, takie, jak w rowerze i zaczęłam pedałować z całych sił i to powodowało lekkie unoszenie się w powietrzu.
Oczywiście jechałyśmy przez park, który faktycznie znajduje się tam, gdzie ona mieszka i dotarłyśmy nawet na teren miasta.
Zastanawiałam się, czy już jesteśmy daleko i nagle zobaczyłam w samochodziezamiast cioci Jasi, ciocię Krysię - jej siostrę. Potem sen się skończył.